poniedziałek, 17 października 2011

Indiańskie fotostory....

ach ta dziecięca radość ze wszystkiego...kiedy to my dorośli stracilismy :)
spontaniczne reakcje, brak wstydu, skupienie na zabawie....gdzie się to w nas podziało;)


poniedziałek, 10 października 2011

Piękna złota jesień zamieniła się w deszczową paskudę...
Można ratować się przed przeziębieniami spowodowanymi paskudą na rózne sposoby, dziś o syropie z czarnego bzu....
Czarny bez jest gatunkiem leczniczym. Kwiaty bzu zawierają olejki eteryczne oraz związki wapnia, sodu, potasu i żelaza .Krzew ten ma szerokie zastosowanie w medycynie domowej. Jego owoce są czarne, a kwiaty białe lub kremowe, stąd bywa czasem nazywany bzem białym. Roślina – tak popularna w Polsce – występuje nie tylko w Europie, lecz także w Azji Mniejszej i Afryce Północnej.
Wykorzystujemy  zarówno owoce, jak i kwiaty bzu. Pamiętajmy jednak że, wszystkie części krzewu zawierają toksyczny składnik – sambunigrynę – która powoduje nudności, słabość i wymioty. Nie można zjadać na surowo. Gotownie powoduje unieszkodliwienie toksyny .Swobodnie więc można zaufać starym przepisom....

Bogaty w witamine B i C Syrop z czarnego bzu stosuje się w celu :

  • korzystnie wpływa na układ odpornościowy
  • środek lekko napotny przy przeziębieniach po 2 łyżki na szklankę dwa razy dziennie.
  • środek witaminizujący
  • wzmacniający 
  •  usmierzający migreny
  • lekko moczopedny
  • do pielęgnacji cery
  • do płukania gardła
  • wpomaganie przy przeziębieniach i grypie -pić 3 razy dziennie po 1 szklanki odwaru  na 1 szklankę wody, dosładzając lub nie

Przepis na syrop z czarnego bzu jest nieskomplikowany:
  • 1 kg owoców (tylko czrnych ,mocno dojrzałych) zasypujemy 0,5 kg cukru oraz dodajemy około 1 szklanki wody.
  • NAJŁATWIEJ ODŁĄCZYĆ OD SZYPUŁEK OWOCKI WIDELCEM ( JAK NA ZDJĘCIU)
  •  gotujemy, aż do uzyskania syropu, pilnując by zbyt nie wrzało
  • rozlewamy do bteleczek,przecedzając
  • z proporcji wychodzi około litra syropu

na zdrowie ;)
 

poniedziałek, 3 października 2011

Zielono mi - Smażone zielone pomidory....próba generalna

Ostatnie promienie wrzesniowego słońca nie dały rady okrasić czerwienią pozostałych , spóźnionych  pomidorów..
Patrząc na usychające krzaki z dorodnymi acz zielonymi pomidorami przypomniałam sobie
o fantastycznie pozytywnym filmie i książce o tym samym tytule Fannie Flagg "Smażone zielone pomidory" Zawsze mnie ten tytuł intrygował , chciałam zasmakować w zieleni pomidora....

Jesli ktoś nie widział filmu polecam.Urokliwa opowieść o przyjaciółkach , pełna humoru historia właściwie o zwykłych ,ale jak zapomnianych a właściwie nie zapomnianych lecz nie docenianych w naszych czasach  , podstawowych prawdach życiowych jak lojalność w przyjaźni i miłości ,szacunek czy zwykła ludzka życzliwość. Ksiązke czyta się lekko ,ciepła opowieść akuratna na zimowe wieczory .
Ale do rzeczy ....
Aby przygotować ten zielony przysmak zaopatrzyć należy się w :
  • 4 duże zielone pomidory , pokrojone w grube plastry
  • Sól , pieprz
  • jajko
  • bułka tarta lub mąka
  • 2-3 łyżki masła
Jak uczynić smażone zielone pomidory:
  • Pokrojone dość grubo plastry pomidorów posypujemy solą oraz pieprzem i zostawiamy na kilka minut..
  • Panierkę przygotowujemy jak na klasyczne schabowe
  • Plastry pomidorów obtoczamy w jajku, następnie w bułce tartej lub mące.
  • Jeśli ktoś lubi można dwukrotnie wykonać tą czynność aby nadać im grubość.
  • Masło roztapiamy na rozgrzanej patelni.
  • Pomidory smażymy po obydwu stronach na złoty kolor , sprawdzając czy wystarczająco zmiękły.
  • Odsączamy z nadmiaru tłuszczu na papierowym ręczniku.
W oryginalnym książkowym przepisie dodany jest bekon , ja nie za  bardzo przepadam więc go nie użyłam. Wyszły bardzo ciekawe kotleciki ,troszkę kwaskowe, ale smak intrygujący.
Podałam z czerwonymi koktajlowymi pomidorkami i rukolą. Następnym razem spróbuję przełożyć mozarellą , myślę , że taka wariacja będzie trafiona….Zostało mi zielonek jeszcze trochę więc poczynię też pikle gdzieś taki przepis kiedyś czytałam… Czerwone pomidory od dawna są w moim sercu, a właściwie gardle ;) na jednym z pierwszych miejsc,  zielone są dalej ... ale narazie ,dopóki nie znajdę odpowiedniej konfiguracji.Polecam zielone próby wszystkim eksperymentującym .

niedziela, 2 października 2011

Jej Szerokość Jurta- pierwsza odsłona

Tradycyjna Jurta którą z powodzeniem rozstawiają do dziś Mongołowie jest zbudowana z drewnianej kraty pełniącej rolę szkieletu, pokrytej wojłokiem i brezentową tkaniną.
Taka konstrukcja gwarantuje schronienie przed olbrzymim słońcem i każdym mrozem. Dzięki swojej budowie i mikroklimatyzacji jest w niej chłodno latem i ciepło zimą. Podstawą jej jest wielokąt posiada od 4 do 12 ścian ,jej waga to około 200 kg, jest wygodna w transporcie ,a jej rozłożenie trwa około 4 godzin.

Historia jurty sięga ponad trzech tysięcy lat wstecz. Plemiona na stepach Mongolii od zawsze prowadziły koczowniczy tryb życia więc wymagały najprostszej konstrukcji do wielokrotnego składania i szybkiego rozkładania która miałaby służyć im za schronienie. Nie od początku miała swoją formę ,nie posiadała pierwotnie drzwi , jedynie płachtę wejściową,
Tyle opisu…A u nas ….nasza jurta przypłynęła do nas z Ułan Bator ponad rok temu, biedaczka przeleżała rozczłonkowana w stodole cały sezon wraz zimą….w końcu po przygotowaniu terenu i drewnianej podłogi pod jej Szerokość Jurtę zaprosiliśmy do postawienia pewnego rodowitego Mongoła niejakiego pana Bolto mieszkającego obecnie w Polsce poznańskiego masażystę .
Nie mówiąc prawie nic w naszym ojczystym języku przeprowadził dość sprawnie sześciogodzinny montaż Jurty .
Andrzej wraz z Mateuszem i Mikołajem pod czujnym okiem Pana Bolto podawali,przesuwali, wiązali , trzymali ,ustawiali ,ale też łamali poszczególne elementy konstrukcji…..
Na drewnianej podłodze rozłożyli jak harmonijkę drewnianą kratkę będącą podstawą konstrukcji, dowiedzieli się przy tym pierwszej ciekawostki pokazanej niemal na migi ,mianowicie, że kratki na swoich przecięciach, a jest ich sporo są połączone ….uwaga – specjalnie wysuszoną utwardzoną wołowiną …..!!!!
Opasali drewnianą kratkę sznurami łącząc z malowanymi tradycyjnie drzwiami jakimś szybkim węzłem w wykonaniu pana Bolto.
Tu dowiedzieli się, że sznury są uplecionymi włosami wielbłąda….


Po środku jurty postawili dwie pięknie malowane kolumny ,a na nich sprawnie Pan Bolto umiejscowił okrągły świetlik tak zwane TOONO – okrągłe okno w suficie przez które w pogodną noc można oglądać gwiazdy…
Dzięki otworowi w suficie nie tylko powietrze w jurcie doskonale cyrkuluje ,ale również dzięki niemu promienie słońca mogą służyć jako zegar słoneczny wędrując po kratkach ścian.
Zdobionymi pałąkami w ilości ponad 50 połączyli toono ze ścianami .Wtedy też najmłodsza latorośl – nastoletni Mikołaj został wytypowany do wdrapania się na samą górę aby rozpocząć naciąganie wojłoka – ociepliny z wełny oczywiście….wielbłądziej. Jako najlżejszy z budowniczych okazał się nie najlżejszy dla konstrukcji i…..parę pałąków się połamało, na szczęście tylko one a nie moje dziecię ;)
Po ociepleniu wielbłądzią wełną, pokryli konstrukcję derką i na końcu zdobionym meandrami białym nieprzemakalnym płótnem.
Całość obwiązali potrójnie włosianymi sznurami i jurta stanęła gotowa. Jest ponoć tak wytrzymała ,że stawia opór wiatrom stepowym i trzęsieniom ziemi. Tych dwóch ostatnich wcale się nie spodziewamy więc dla nas najważniejsze aby przetrwała parę polskich zim….
Pożegnaliśmy małomównego Mongoła i zaczęliśmy urządzać wnętrze zgodnie z tradycjami .W centralnym miejscu postawiliśmy kozę z kominem , w odpowiednim miejscu łóżka po łuku ( dopasowane do okrągłych ścian ), szafki, umywalkę ,stolik i krzesełka , całość pokryliśmy barwnymi dywanami i skórami, na drewnianą konstrukcję przyszedł pas ozdobnego jedwabiu. Jeszcze trochę dodatków ,lampek i kadzideł i będzie bajkowo…. Bajkowo mam nadzieję będą mogli ogrzać się w niej pierwsi goście.
Sami mamy chęć zanocować w tym uroczym wnętrzu, popatrzeć na gwiazdy, poczuć się jak nomadowie… wpierw jednak czeka nas jeszcze dopasowanie materacy do nietypowych łózek…
Na koniec parę ciekawostek na temat jej Szerokości Jurty
W tradycyjnej jurcie chodzi się zgodnie z ruchem wskazówek zegara , nie można gwizdać ,bo przynosi to pecha, nie powinno się nadeptywać na próg – który jest symboliczna granicą , za talki czyn niegdyś skracano o głowę,
Nie powinno się jeść lewą ręką , za to powinno się przyjmować jedzenie od kogoś obydwiema … takie tam , urocze przesądy…Urocze jak cała Ona , taka stateczna, mocno na ziemi osadzona, cieple otulona i pięknie ( choć przez Mongołów nie koniecznie starannie ;) tradycyjnie ozdobiona Jej Szerokość Jurta.
Ma nadzieję ze nocleg w jej ramionach będzie dla każdego czymś nowym , niezapomnianym wrażeniem. Zapraszamy.
No i na koniec możemy się pochwalić ,że jest pierwszą oryginalną jurtą na dolnym Śląsku....